Jak Polska czuje się w Unii Europejskiej?
Yury Drakachrust
Czego obawiano się najbardziej przed przystąpieniem i co z tego wyszło?
Bardzo się obawiano, że otwarcie rynku, zniesienie granicy celnej doprowadzi do klęski polskiego rolnictwa, że kraj zaleje tania żywność zachodnioeuropejska, że Niemcy wykupią ziemię i polskiemu rolnictwu nastąpi koniec. I owe przestrogi miały wyraźny wymiar polityczny. Jeden z liderów Partii Rolniczej Jarosław Kamiński opowiedział, jak wiele straciła wówczas partia, stojąc za dołączeniem di Unii, idąc przeciwko ogólnym nastrojom swego elektoratu.
Być może, Polacy nawet zgodziliby się na takie ofiary, ponieważ dla nich dołączenie do Unii Europejskiej było wyborem cywilizacyjnym, kosztowniejszym, niż pieniądz. W końcu przecież nie cała Polska mieszka na wsi.
Ale zamiast ofiary wypadła nagroda – dość rzadkie zjawisko w historii polskiej.
Kto w końcu wygrał na przystąpieniu do Unii najbardziej – to właśnie polscy rolnicy. Ich dochody się nie zmniejszyły, lecz wzrosły, przy tym połowę tych dochodów stanowią wypłaty z funduszy ogólnoeuropejskich.
Na przystąpieniu do Unii polskie rolnictwo wygrało i jako branża: jeżeli do roku 2004 saldo handlu produktami rolniczymi z krajami Unijnymi było dla Polski ujemne, po przystąpieniu stało się ono dodatnie. Mówiąc figuralnie, nie unia zalała Polskę żywnością, lecz Polska – Unię.
Dlaczego tak się stało? Jedno z wyjaśnień opiera się na tym, że rolnictwo – to najbardziej uregulowana branża gospodarki europejskiej, połowa całego wspólnego budżetu Unii idzie na jego wsparcie. Pod tym względem dobre wyniki rolnictwa tego lub owego kraju – to wynik nie tylko (a może nawet nie tyle) skuteczności pracy rolników, co wynik skuteczności pracy urzędników od rolnictwa w sprawie wyciągania z Brukseli dotacji rolniczych. W tym sensie polscy urzędnicy co najmniej pokazali siebie jako działających dość skutecznie.
Ale, rzecz jasna, nie tylko oni. Jednak rolnictwo polskie używa mniej chemii, produkty są smaczniejsze, przynajmniej, dla Polaków, więc wyparcia z rynku produktów krajowych nie nastąpiło.
Jeszcze jedna przestroga również miała polityczne podszycie. Jak opowiedział Redaktor gazety Polityka Marek Ostrowski, przed przystąpieniem do Unii była obawa, że po otwarciu granic Niemcy z ternów przygranicznych zaczną kupować nieruchomości w Polsce Zachodniej, że kapitał niemiecki weźmie ten region pod kontrolę. A ponieważ okoliczności tego, w jaki sposób Polska otrzymała swoje ziemie zachodnie, są ogólnie wiadome, wyobraźnia malowała nie najbardziej optymistyczne obrazy.
I co wyszło w końcu? Wręcz przeciwnie – ekspansja polska na wschód Niemiec. Chodzi o to, że ten region Niemiec jest dość depresyjny, i wielu ludzi, szczególnie młodzieży, dawno wyjechało stąd na zachód kraju. I teraz na ich miejsce przyjeżdżają Polacy. Dom w niemieckim mieście przy granicy z Polską kosztuje tyle samo, ile kawalerka w Stctecinie. Wskutek tego wielu Polaków, w tym młodzieży, mieszka w Niemczech i jeździ do pracy do Polski.
Epizody te świadczą o tym, że Unia Europejska jest, jak się okazuje, nie taka straszna, że wiele strachów i zabobonów okazuje się całkiem marne, i że kraj, przystępujący do Unii, dostaje całkiem nieoczekiwane bonifikaty.
Ale gdyby popatrzeć ogólnie – czy to były jednostkowe osiągnięcia czy tendencja ogólna, jaki jest wynik?
Co dało Polsce członkowstwo w Unii Europejskiej?
Na makro poziomie bonifikaty od integracji europejskiej okazują się także dość przekonujące. Pracownik Rządowego Komitetu Integracji Europejskiej Ignacy Niemczycki zapoznał białoruskich dziennikarzy z pewnymi liczbami.
Tempo wzrostu PKB w Polsce i średnio w krajach UE
2002 2003 2004 2005 2006 2007 2008
Polska 1.4 3.9 5.3 3.6 6.2 6.6 4.5
UE 1.2 1.2 2.3 1.8 2.9 2.7 0.7
Jak widać, ekonomia polska wykazuje dobrą dynamikę, tempy jej wzrostu po przystąpieniu do Unii nie spadły, ekonomia polska rozwija się prędzej, niż Unia Europejska ogólnie.
Liczba w ostatniej kolumnie, a także dane z roku 2009 świadczą o nadzwyczajnym zjawisku – od kryzysu powszechnego Polska poniosła chyba nie najmniej ze wszystkich krajów Unii strat, lecz jej ekonomia utrzymuje się lepiej, niż ekonomie krajów Europy Zachodniej i niż takich krajów jak Litwa i Łotwa.
Zdaniem ekspertów polskich, ekonomia polska była mniej zorientowana na eksport, lecz bardziej na popyt krajowy. Gdyż możliwości eksportu w całym świecie gwałtownie zmalały, Polska przeżyła mniejszy wstrząs, niż zorientowane na eksport wschodnioeuropejskie “olbrzymy”.
Od 2003 do 2008 roku dwa razy ( z 20% do 10%) w Polsce zmalało bezrobocie. Przy czym chodzi o ludzi, którzy znaleźli pracę właśnie w kraju. Wielu Polaków – około dwóch milionów – pracuje za granicą, głównie w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Irlandii. Jest to z jednej strony zjawisko nie koniecznie niedobre, zaś z innej, biorąc pod uwagę ogólną liczbę ludności, ta skala jest do porównania z białoruską emigracją za pracą.
Oglądając się na Brukselę
To, że wiele polskich strachów przed przystąpieniem do Unii nie potwierdziło się oraz szybki Rost dobrostanu znalazło odzwierciedlenie w zmianie nastawienia Polaków do członkowstwa w Unii Europejskiej, zarejestrowanego w sondażach socjologicznych.
Nastawienie społeczeństwa do członkowstwa Polski w Unii Europejskiej
2004 2007 2008
Za 49% 80% 73%
Przeciw 30% 10% 10%
Gdyż w roku przystąpienia Polski do Unii za nim była jedynie względna, chociaż i przekonująca większość, obecnie członkowstwo kraju w Unii ocenia pozytywnie większość absolutna i przeważająca. Większa, zresztą, niż w Unii średnio — we wszystkich 27 krajach członkowskich ze swego członkowstwa w Unii jest zadowolonych 60% mieszkańców.
Pięcioletnie członkowstwo Polski w Unii zmienia nie tylko polską ekonomię, lecz również politykę, a dokładniej, filozofię polityczną Polaków. Słuchając swoich poskich rozmówców, cały czas zwracałem uwagę na dziwny a nawet nieco komiczny kontrast pomiędzy Polską a Białorusią. Mówiąc o jakiejkolwiek kwestii polityki zagranicznej, moi rozmówcy koniecznie wspominali Brukselę. Przy czym na Bruksele nie jako jakieś centrum, skąd wypływają wytyczne, lecz jak na placówkę, z którą należy uzgodnić ważne decyzję. Chodzi o to, pe obecnie Bruksela jest jednocześnie i Warszawą, ale nie tylko Warszawą.
Przy tym, jak przyznawali się moi rozmówcy szczerze, polskie zainteresowanie, polski horyzont polityki zagranicznej – to jednak w gruncie rzeczy Europa. Co do globalnej polityki, tu Polska patrzy na świat w dużym stopniu niemieckimi i francuskimi, a również amerykańskimi oczyma.
Nie do porównania z “wielodomową” Białorusią — Rosja, Wenezuela, Chiny, Indie, Sudan, Libia, Włochy, Litwa, Azerbejdżan — państwem o globalnym myśleniu i globalnej polityce. Taki sobie Związek Radziecki w miniaturze. Albo w karykaturze.
Co jest lepsze – odpowiedź zależy, chyba, od gustu. Jakie taki korzyści zyskuje Białoruś na skakaniu jej niepowstrzymanego lidera po całej ziemskiej kuli i na jego błyskotliwym blefie w polityce zagranicznej — to pytanie kontrowersyjne. Ale rozmowy z polskimi kolegami dają wyobrażenie o kulturze konsensusu w sprawie podejmowania decyzji w Unii Europejskiej.
Na przykład, obecnie dyplomacja polska dość ciasno pracuje z krajami Maghrebu — Algierią, Marokiem, Tunezją. Dlaczego i po co? Dlatego że właśnie na nie skierowana jest francuska inicjatywa współpracy regionalnej. I żeby otrzymać zgodę Paryża na polską inicjatywę Partnerstwa Wschodniego, należy dogodzić Francji w Afryce Północnej.
Na tym, zresztą, częściowo polega tłumaczenie tego, dlaczego Europa tak entuzjastycznie poparła nową polityką względem Białorusi – jeżeli mechanizm opracowania polityki jest tak skomplikowany i wymaga wielkiej ilości «wymiany interesów», wyraźna polityka, zakładająca zdecydowanie i gotowość poświęcenia interesów ekonomicznych wygląda wprost mało wiarygodna.
Ale niespodzianki bywają nie tylko miłe.