Realpolitik po polsku
Roman Jakauleuski
Prezydent Białorusi we wrześniu spotkał się w Wilnie z prezydentem Litwy. Stało się to ewenementem w regionie i wywołało niemałą lokalną sensację. Po pewnym czasie media w mediach zaczęły pojawiać się informacje, że kolejnym celem białoruskiego lidera będzie Warszawa. W jaki sposób obecne relacje polsko-białoruskie i ich realne perspektywy mogą pomóc pojawieniu się Łukaszenki w Polsce i kontynuowaniu dialogu Białorusi z Unią Europejską?
Po ukazaniu się artykułu o Białorusi, na którego wspólne napisanie zdecydowali się głowy Ministerstw Spraw Zagranicznej Litwy i Włoch, powstało wrażenie, że równie dobrze ich współautorem, mógłby być i ich polski kolega. On także bardzo popiera „wciąganie” Łukaszenki do Europy, biorąc pod uwagę względy pragmatyczne.
Pragmatyzm lub realpolitik (jak jeszcze nazywa się taką postawę) w dużym stopniu pomaga w prowadzeniu interesu państwowego. W jakim stopniu względy biznesowe mogą się pokrywać z interesami narodowymi tego lub innego państwa, wyznającego wartości europejskie – to już pytanie dyskusyjne. Potwierdziło to jeszcze raz Forum Białorusko-Litewskie, które odbyło się we wrześniu w Wilnie z uczestnictwem Łukaszenki.
Nie obeszło się bez dyskusji na ten temat i podczas Warszawskich Spotkań w Pałacu Prezydenckim, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Sejmie i w Pozarządowym Centrum Stosunków Międzynarodowych. Dla mnie jaśniejsza stała się postawa MSZ i rządu Polski w sprawie obecnej polityki wschodniej, a w szczególności Białorusi. Moim zdaniem, stała się ona bardzo podobna do znanej pozycji MSZ Niemiec za czasów Franka-Waltera Steinmeiera.
Myślę, że wybory do Parlamentu, które odbyły się we Niemczech i po których odbędzie się zmiana kierownictwa MSZ, mają w pewnym stopniu skorygować politykę Berlina wobec Mińska. Druga strona nie spełniła jednak oczekiwań, związanych z awansami i kompromisami, które ostatnio towarzyszyły „tak zwanemu” dialogowi Unii Europejskiej z reżimem Łukaszenki. Musiał to przyznać w jednym z wywiadów Ambasador RFN na Białorusi Gebhardt Weiss, który był dużym entuzjastą tego dialogu. Wywiad zabrzmiało dość gorzko, a służba prasowa Ambasady musiała podać go do wiadomości.
Chodzi o to, że tekst wywiadu w pewnej „rzetelnej” prezydenckiej gazecie próbowano przeredagować, co wywołało protest Ambasadora. I dopiero tydzień po obchodach zjednoczenia Niemiec (na te okazję zaplanowano wydanie rozmowy) autorski tekst wywiadu jednak opublikowano. Również w związku z działaniami Mińska.
Nie sądzę, że teraz, gdy w Polsce wybuchła awantura polityczna, związana z niektórymi wpływowymi działaczami partii rządzącej, polski rząd przejmie pałeczkę w sztafecie „marszu entuzjastów” z Berlina biegnącej w kierunku reżimu rządzącego na Białorusi. Świadomie nie używam tu nazwy polskiej stolicy, gdzie nie wszyscy podzielają taką realpolitik Premiera Donalda Tuska i głowy MSZ Radosława Sikorskiego.
Kreatorzy takiej polityki wobec Łukaszenki mają jeszcze nadzieję na pojawienie się jakichś grup wewnątrz wpływowych urzędników władzy, którzy zaczną jak nie demokratyzować, to przynajmniej modernizować rządzący reżim. Taka Gorbaczowska pierestrojka na białoruską skalę. Nie jestem pewien, że zwolennicy takich hipotez zawsze posiadają jasną informację o białoruskich realiach. A przecież bez jakiekolwiek prognoz nt. procesów, przebiegających wewnątrz klasy rządzącej w Białorusi, wydają się po prostu abstrakcyjne. I nieodpowiedzialne.
Redaktor Michał Kacewicz z polskiej gazety Newsweek uważa, że polska opinia publiczna znalazła się w impasie. Wiara w „kolorową rewolucję” na Białorusi okazała się naiwna. Wypowiadając się na temat polskiej inicjatywy „Partnerstwa Wschodniego”, to, jak sformułował swoje zdanie redaktor, jest to tylko mutacja myśli na temat interesów wschodnich.
Warto podkreślić, że w kręgach politycznych na Litwie, jak i w Polsce, nie wszyscy podzielają taką realpolitik rządu wobec rządzącego reżimu Łukaszenki. Ale jeżeli w litewskim Sejmie do poważnych oponentów i krytyków, zaliczyłbym, na przykład, Przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Audronyusa Ažubalisa, w Polskim Sejmie nie zaobserwowałem tak zdecydowanych krytyków.
W polskim Sejmie istnieje grupa parlamentarzystów do spraw kontaktów z Białorusią. Ale nie jest to grupa współpracująca między parlamentami. Tak po prostu siebie nazywają „przyjaciele Białorusi”, których interesuje perspektywa demokracji, wolności mediów i społeczeństwa obywatelskiego w kraju sąsiedzkim. W kraju, w którym istnieje powołany, nie zaś wybrany podczas wolnych wyborów, parlament, będący obecnie jedynie dodatkiem do administracji prezydenta. Dlatego w tej dziedzinie nie widać relacji możliwości współpracy białorusko-polskich. Warto tu podkreślić dużą rolę litewskich i polskich posłów, którzy przyczynili się do obecności sprawy białoruskiej w Parlamencie Europejskim. Ich krytyczna postawa potrafi czasem „wytrzeźwieć” zarówno swoich, jak i innych polityków.
Pewnych różnic w ocenach i podejściach do polityki zagranicznej Polski, mających miejsce w strukturach rządowych kraju, nikt nie ukrywa. Na przykład, w Pałacu Prezydenckim. Jak powiedział jeden z rozmówców Eugeniusz Smolar – weteran „Solidarności”, były przewodniczący Centrum Stosunków Międzynarodowych (Warszawa), a obecnie ekspert Komisji Europejskiej ds. Polityki Wschodniej, polski prezydent słynie ze swojej zasadniczości, czasem bardzo mocnej. Bardzo przekonująco przekazał nam ją minister, zajmujący się w Kancelarii Prezydenta sprawami międzynarodowymi, Mariusz Handzlik.
Prezydent polski konsekwentnie popiera politykę otwartych drzwi unijnych dla Ukrainy i Gruzji. Zasada solidarności – to ogromny sukces, nie mający precedensu w historii, może z wyjątkiem Hanzy. Lecz to był sojusz niemieckojęzycznych miast. Unia Europejska jest wielonarodowa.
Natomiast zapowiedziane „Partnerstwo Wschodnie” bez wolnych mediów i organizacji pozarządowych jest nie możliwe w realizacji. Również gdy utrzyma się sytuacja Związku Polaków na Białorusi na czele z Andżeliką Borys. Wiadomo, że Łukaszenka widzi programie jedynie zyski gospodarczo-handlowe. O tym gorąco i czasem nawet przekonująco mówił w Wilnie na otwarciu Forum Biznesowego.
Obecnie najwyższy szczebel kontaktów dwustronnych pomiędzy Warszawą i Mińskiem ogranicza się do spotkań głów rządów i MSZ. Nie odbywały się natomiast w stolicach. O ile zrozumiałem z rozmów, po zeszłorocznej wizycie Radosława Sikorskiego po białoruskiej stronie Puszczy Białowieskiej, teraz kolej na przyjazd jego białoruskiego kolegi Siarhieja Martynawa. Wygląda na to, że jest oczekiwanym gościem.
Być może, głowy MSZ obu państw ponownie spotkają się w Puszczy Białowieskiej, tym razem po polskiej stronie. Co do następnego spotkania premierów, to na razie Donald Tusk nie może przyjechać na Białoruś z bardzo konkretnych przyczyn. Według pewnych źródeł, ma w swoim paszporcie stempel zakazu wjazdu, postawiony przez białoruskich pograniczników zanim został premierem. Zatem spotkanie na białoruskiej ziemi premierów obydwu państw nie wydaje się możliwe z przyczyn formalnych. Natomiast czas na spotkanie prezydentów Polski i Białorusi jeszcze nie nadszedł. W ten sposób odpowiedział na pytanie o ewentualnej wizycie Łukaszenki w Polsce Minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik.
Podczas warszawskich spotkań poruszano i inny temat: czy tzw. „czynnik Łukaszenki” może
zostać wykorzystany w ostrej walce opozycji z rządem w Polsce oraz w prezydenckiej kampanii wyborczej, która powinna się skończyć jesienią przyszłego roku?
Jak zapewniali prawie wszyscy polscy rozmówcy, nie widzą możliwości by czynnik ten mógłby zostać wykorzystany podczas kampanii prezydenckiej w Polsce. Jednocześnie niektórzy z nich ocenili skutki wizyty Łukaszenki w Wilna, które wpłynęły negatywnie na relacje polsko-litewskie. Podejmowanie Łukaszenki na szczeblu prezydenckim w jakiś sposób złamało istniejące partnerstwo strategiczne i solidarność głów dwu sąsiadujących z Białorusią państw. Czyli „czynnik Łukaszenki” jednak może niepokoić sąsiadów.
W Brukseli i innych stolicach europejskich obiecuje się, że uruchomienie projektów w ramach
„Partnerstwa Wschodniego” ma realnie rozpocząć się w 2010 roku. Wiadomo, że proces ten nie będzie przebiegał w sposób bezproblemowy. Szczególnie jeżeli wśród uczestników „Partnerstwa Wschodniego” pojawia się państwo, wobec którego istnieją sankcje UE, od czasu do czasu zwieszane.
Traktat Lizboński po nabraniu mocy prawnej i po ustanowieniu stanowisk prezydenta i Ministra Spraw Zagranicznych Unii Europejskiej, od rządów krajów członkowskich wymagana będzie większa, niż obecnie zgodność w sprawach polityki zagranicznej. I duża odpowiedzialność tych, którzy nadal chcą „zaciągnąć” Łukaszenki do Europy. Przecież możliwe następstwa (dla wszystkich) takiej polityki trudno sobie wyobrazić.
Absolutnie nie wykluczałbym obecności „czynnika Łukaszenki” w polskich wewnętrznych bataliach politycznych. Szczególnie w przyszłym roku. Jeżeli ktoś z polityków polskich nie chce widzieć Łukaszenki, on sam potrafi przypomnieć o sobie w pewnych sytuacjach. Czy w sprawie Związku Polaków w Białorusi, czy z jakiegoś innego powodu, nieobojętnego dla polskiego społeczeństwa.
Niektórzy eksperci w Warszawie mówią, że Łukaszenka jednak może się pojawić z wizytą w Polsce. Ale już na zaproszenie nowego Prezydenta.
Można przypomnieć sobie, że prezydent Kwaśniewski hołdował zasadzie, że zawsze lepiej jest rozmawiać, niż nie rozmawiać. Prezydent Kaczyński hołduje zasadzie, że lepiej jest rozmawiać, jeżeli się ma o czym.